Fabularyzowany film dokumentalny o Stefanie Banachu (produkcja TVP 2005, czas trwania 48 min) w reżyserii Krzysztofa Langa, wg scenariusza Jerzego Janickiego, z plejadą znakomitych matematyków w rolach własnych lub obsadowych. W roli Stefana Banacha występuje Wojciech Dmowski. Film dostępny na platformie YouTube.
Film intryguje i wzrusza. Dostarcza rzetelnej wiedzy biograficznej o największym polskim uczonym, ale jego sceny zapadają tak głęboko w pamięć, że wiele osób, myśląc o Banachu, przed oczami widzi twarz Wojciecha Dmowskiego.
Poniżej prezentujemy refleksje studentów matematyki UWr po obejrzeniu filmu.
Już na początku zaskoczył mnie wątek związany z matką Banacha, po której matematyk odziedziczył nazwisko. Chociaż wielokrotnie próbował on wyciągnąć informacje o tej zagadkowej kobiecie od swojego ojca, nie dane mu było dowiedzieć się czegokolwiek na jej temat. Osobą, która jako pierwsza dostrzegła geniusz chłopca, nie był nikt z rodziców (wspomniany ojciec zapewniał tylko wsparcie finansowe i to wyłącznie do uzyskania pełnoletności), ale opiekunka - właścicielka pralni - Franciszka Płowa i jej przyjaciel - francuski fotograf i tłumacz literatury polskiej – Juliusz Mien (ten drugi zachwycał się głownie talentem muzycznym i lingwistycznym małego Stefana). Podobno w latach szkolnych Banacha nie interesowało nic poza matematyką i logiką. Dowiedziałam się, że to prawdopodobnie on jest autorem popularnej antynomii, z którą spotykał się chyba każdy katecheta: czy Bóg Wszechmogący mógłby stworzyć taki kamień, którego sam nie mógłby unieść. Przyszły wybitny matematyk już od wczesnych lat szkolnych udzielał korepetycji młodszym i słabszym kolegom (często bezinteresownie). To z pewnością pomogło mu w rozwinięciu talentu dydaktycznego, którym wykazał się przy pisaniu podręczników oraz prowadzeniu własnych wykładów. Po uzyskaniu matury Banach finansowo był zdany na siebie, ponieważ ojciec założył nową rodzinę i przestał utrzymywać nieślubnego syna. Przypomniał sobie o nim dopiero wtedy, gdy ten był już słynnym profesorem. Wówczas przedstawił mu jego przyrodnią siostrę. Mogłoby się wydawać, że przy wyborze kierunku studiów banach będzie kierował się swoimi matematycznymi pasjami, ale on wybrał studia techniczne(na Politechnice Lwowskiej), gdyż uznał, że w matematyce niczego nowego nie można już odkryć. Wybuch I wojny światowej spowodował, że Banach musiał przerwać naukę i wrócić do Krakowa. Został zwolniony ze służby wojskowej, ponieważ był mańkutem i słabo widział na lewe oko. Niezwykle ważnym wydarzeniem dla historii matematyki było słynne spotkanie na Plantach i odkrycie matematycznego talentu Banacha przez Hugona Steinhausa. Steinhaus podczas spaceru usłyszał przypadkiem, jak Stefan Banach i Otto Nikodym rozmawiali o całce Lebesgue’a, która w tamtym czasie była nowym pojęciem, jeszcze niewykładanym na uczelniach. Podszedł do ławki, zapoznać się z dyskutantami, a następnie zaprosił ich do swojego mieszkania i opowiedział o problemach, nad którymi od pewnego czasu bezskutecznie pracował. Kilka dni później Banach przyniósł gotowe rozwiązania i tak powstała jego pierwsza publikacja (wspólna ze Steinhausem) ogłoszona w Biuletynie Krakowskim TM. Także za pośrednictwem Steinhausa Banach poznał swoją żonę - Łucję i wkrótce po ślubie wyjechali razem do Lwowa, gdzie młody człowiek bez studiów został asystentem u profesora Łomnickiego (na uczelni, której nie ukończył). Co ciekawe, do jego obowiązków należała także opieka nad niemowlęciem - córką profesora. Jeszcze ciekawszy wydał mi się sposób uzyskania przez Banacha stopnia doktora. Jeden ze studentów zanotował najnowsze rezultaty jego pracy, a że przepisy wymagały także egzaminu, poproszono Banacha do dziekanatu, gdzie rzekomo kilka osób z Warszawy prosiło, żeby im wytłumaczył pewne zagadnienia, co Banach chętnie uczynił. Tak naprawdę zdał w ten sposób egzamin przed komisją. Steinhaus zachwycał się stylem pracy Banacha, atakowaniem zagadnień wprost oraz umiejętnością skupiania się w każdym miejscu. Mówiono, że równie dobrze mógł pracować w gabinecie uniwersyteckim, jak i w poczekalni kolejowej. Zaskakujący był też styl życia i wygląd Banacha, niepasujący do ówczesnych wyobrażeń o profesorze. Latem nosił koszulę z krótkim rękawem i spodnie z paskiem (bez garnituru!), w zębach trzymał nieodłączną cygaretkę z papierosem i machał grubą laską. Podczas posiedzeń w kawiarni Szkockiej pił dużo kawy i koniaku (ale nigdy się nie upijał). W filmie uderzyło mnie zdanie „Kawiarniany styl pracy Banacha stał się polskim sposobem uprawiania matematyki”. W późniejszych latach Amerykanie postawili na to w Los Alamos. Do dziś matematykę w wiodących ośrodkach uprawia się zespołowo. Lwowscy matematycy siedzieli wiele godzin dziennie w kawiarni Szkockiej, oferującej znakomite ciastka, i na marmurowych blatach rozwiązywali matematyczne problemy. Na takich blatach można było łatwo pisać chemicznym ołówkiem, ale i łatwo było te napisy ścierać. W ten sposób pod ścierką sprzątaczki przepadło wiele ważnych wyników i rozumowań, których nikt nie spisał i nie potrafił kolejnego dnia odtworzyć. Ratunkiem dla innych przełomowych odkryć okazał się zeszyt kupiony przez żonę Banacha za 2,5 zł, który zyskał miano Księgi Szkockiej i do dziś stanowi jedno z najcenniejszych dzieł w historii matematyki ze względu na zawarte w nim rozwiązania problemów z różnych dziedzin. Za rozwiązanie zadania autorzy oferowali nagrody – butelkę wina, filiżankę kawy, a nawet żywą gęś. Warto też wspomnieć o patriotycznej postawie Banacha, kiedy odmówił prof. Wienerowi wyjazdu do USA, mimo że sam mógł dowolnie ustalić wysokość swoich zarobków, dopisując do jedynki taką liczbę zer, jaką tylko chciał. Matematyk uznał, że to zbyt mała cena, żeby opuścić Polskę. Podczas II wojny światowej pracował wraz z synem jako karmiciel wszy w Instytucie Badań nad Tyfusem prof. Weigla. Trwało to do lipca 1944 i pozwoliło całej rodzinie przetrwać, ale niecałe dwa miesiące później Banach zmarł na raka płuc, mając zaledwie 53 lata. Jeszcze dzień przed śmiercią wstawał z łóżka po swoje notatki i do końca pracował. Matematyka była nie tylko jego pracą, ale ogromną życiową pasją. /Agata Rompała/
Z filmu możemy się dowiedzieć, jak bardzo interesującym człowiekiem był Stefan Banach (nie tylko jak wielkim był matematykiem, mimo że samoukiem!). Odkryty przypadkiem przez Hugona Steinhausa i przez niego samego nazywany jego największym odkryciem matematycznym. Banach - człowiek ze wszech miar niekonwencjonalny (jak na profesora), a nawet siejący zgorszenie (uzależnieniem od alkoholu i tytoniu), okazał się być wielkim patriotą. Bez wahania zamienił krociowe zyski finansowe i spokojne życie w USA na posadę karmiciela wszy. /Marcin Kędzierski/
Film opowiada o życiu Stefana Banacha ustami jego bliskich, przyjaciół oraz współczesnych matematyków. Szczególnie poruszające są kadry dotyczące trudnego dzieciństwa i porzucenia przez matkę, której nigdy nie poznał. Ciekawie odtworzono kawiarnię Szkocką, w której bywalców także wcielili się prawdziwi matematycy. Film jest bardzo wciągający, mimo że o niektórych faktach z życia Banacha wiedziałam już wcześniej. Bardzo poruszająca jest scena śmierci matematyka, który mimo zaawansowanej choroby nowotworowej stale domagał się podania mu jego notatek. W pogrzebie profesora uczestniczyły setki osób. Studentki Uniwersytetu Lwowskiego wzdłuż drogi na cmentarz Łyczakowski utworzyły szpaler i sypały kwiaty. /Anna Niełacna/
Stefan Banach nierozerwalnie kojarzony z kawiarnią „Szkocką”, współtwórca i główny filar Lwowskiej Szkoły Matematycznej, wielkością i sławą porównywany do Kopernika i Skłodowskiej w kraju nad Wisłą jest jednak znacznie mniej popularny niż pozostała dwójka uczonych. Historia jego życia jest niezwykła. Był nieślubnym dzieckiem wojskowego i nieznanej kobiety. Wychowywał się u obcej rodziny, a ojciec ograniczał się tylko do skromnej pomocy finansowej i to udzielanej wyłącznie do czasu zdania matury. Jednak chłopiec już w dzieciństwie wyróżniał się błyskotliwością na tle rówieśników. A i w dorosłym życiu doszedł do profesorskich laurów będąc właściwie matematycznym samoukiem, bez formalnych studiów. Rozumiem, że nie każdy młody człowiek w czasie I wojny światowej chciał walczyć w armiach zaborców, ale uznanie leworęczności za powód zwalniający ze służby wojskowej wydaje mi się dość abstrakcyjne. Kolejnym smutnym epizodem czasów II wojny światowej była konieczność pracy jako karmiciel wszy w Instytucie Badań nad Tyfusem. To pozwalało uniknąć niemieckich represji, ale i tak jest dość przygnębiające. Podobnie jak stosunkowo młody wiek w jakim Banach umarł. Mimo to jego nazwisko upamiętniono na liście najwybitniejszych uczonych wszech czasów, która znajduje się w Muzeum Nauki i Techniki w Chicago. /Artur Rajczakowski/
Film w prosty sposób opowiada o osiągnięciach Stefana Banacha oraz jego zamiłowaniach. Wiele ze swoich dokonań Banach zawdzięcza nie tylko swojej wiedzy i intuicji matematycznej, ale i kolegom, którzy sekundowali mu w sesjach w kawiarni „Szkockiej". Taki zbiorowy system pracy był niespotykany w tamtych czasach, ale był niezwykle efektywny. Chyba każdy student matematyki wie, że łatwiej uczyć się do egzaminów w grupie, motywując się nawzajem. łatwiej też w ten sposób łamać problemy, bo przecież co dwie głowy... /Dominika Skoczeń/
Przez większą część życia Banach miał problemy finansowe (nawet gdy otrzymywał profesorską pensję, znaczną jej część wydawał raczej rozrzutnie na kawiarniane życie). Już w gimnazjum udzielał płatnych korepetycji, jednak kolegom z klasy pomagał bezinteresownie. W czasach uniwersyteckich dorabiał zaś pisaniem podręczników. Będąc wybitnym człowiekiem nie przywiązywał dużego znaczenia do wygód i dóbr materialnych. Liczyła się dla niego tylko matematyka. Nawet kiedy podczas niemieckiej okupacji Lwowa został karmicielem wszy w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami profesora Rudolfa Weigla (co zapewne uratowało mu życie), te trudne chwile traktował głównie jako okazję do dyskusji z innymi matematykami. Nie ma nawet swojego grobu, jest pochowany na cmentarzu Łyczakowskim w grobowcu rodziny Riedlów, u których mieszkał wraz z rodziną przed śmiercią. A przecież mógł wyjechać do Stanów Zjednoczonych i żyć tam spokojnie z rodziną za godną pensję. Nigdy nie przystał na te propozycje, wolał zostać w Polsce. Był patriotą bez używania wielkich słów. A tutaj można zobaczyć tę samą historię opowiedzianą krócej i w luźniejszej formie Król matmy i melanżu. Albo tu: Kopernik matematyki.
/Edyta Wójciak/
Film o Stefanie Banachu znałem wcześniej, ale ucieszyła mnie okazja do przypomnienia sobie barwnego życiorysu jednego z najwybitniejszych matematyków świata. Został zrealizowany dokumentalnie, pojawia się w nim tylko kilka ujęć fabularnych, ale - co ważne - z matematykami obsadzonymi w historycznych rolach. Porusza bardzo pozytywne emocje (poza końcówką z czasów wojny). Życie Banacha, mimo że nie było łatwe, a nawet mimo tego, że było naznaczone dużym dramatyzmem, pełne było sytuacji powtarzanych do tej pory jako anegdoty. To dlatego nawet matematyczny laik może oglądać ten film z dużym zaciekawieniem, nie spoglądając nerwowo na zegarek./Szymon Kublin/
Film świetnie przybliża życiorys i osiągnięcia Banacha oraz warunki i atmosferę życia naukowego w międzywojennym Lwowie. Wszystko podane w niespełna 50 minut, które mijają bardzo szybko, pozostawiając niedosyt i chęć, aby się czegoś więcej dowiedzieć o tym geniuszu i tytanie matematycznej pracy, a jednocześnie sympatycznym i prostym człowieku, który żył tak, jak chciał, łamiąc konwenanse. A i kawiarnią Szkocką sam bym z chęcią odwiedził (na szczęście nadal istnieje) i sprawdził, czy stale jest tak przyjazna dla matematyków (w końcu to miejsce kultowe). W filmie pięknie przedstawiono międzywojenny Lwów. Aż kusi, by się tam wybrać i porównać, co z niego zostało. /Marcin Aleksa/
Wiele wątków z życia Banacha przedstawionych w filmie było mi wcześniej znanych, ponieważ takie anegdoty przewijają się obowiązkowo w trakcie kursu analizy funkcjonalnej. Zwróciłam za to uwagę na mniej znane fakty, np. to, że całka Lebesgue'a w latach międzywojennych była stosunkowo nowym pojęciem, rzadko wykładanym na uniwersytetach. W filmie wspomniany jest też wkład Banacha w dziedziny inne niż analiza funkcjonalna. Szkoda, że ten wątek nie został rozwinięty, ale rozumiem, że nadmierne skupienie się na detalach matematycznych ograniczyłoby grono odbiorców filmu.
/Ewa Sobczyk/
Od Banacha biła zawsze dobra energia. Jego współpracownicy i studenci wspominali, że chciało się przebywać w jego towarzystwie. Nigdy się nie wywyższał się (choć miał prawo), chętnie z każdym współpracował, nawet jeśli różnił ich poziom matematycznego doświadczenia i przygotowania. Zarażał innych pasją do matematyki i zawsze budował pozytywną atmosferę tej pracy. /Katarzyna Janicka/