W reprezentacji Polski na XXX Letnie Igrzyska Olimpijskie zabrakło matematyków (fatalna kontuzja Mai Włoszczowskiej - absolwentki matematyki na PWr), ale królowa nauk w będzie mimo to w Londynie reprezentowana przez Polaków. A to za sprawą:
- najmłodszego sędziego igrzysk, 28-letniego Marcina Grochala z Poznania, który będzie jurorem w meczach hokeja na trawie,
- urodzonego w Tczewie 26-letniego Bartosza Piaseckiego, szermierza fechtującego w barwach Norwegii.
Z Tczewa do Oslo
Bartosz jest synem byłego reprezentanta Polski w szermierce, 12-krotnego medalisty mistrzostw Polski - Mariusza Piaseckiego, który jest obecnie jego trenerem. Urodził się w 1986 roku w Tczewie (woj. pomorskie). W wieku dwóch lat przeniósł się z rodzicami do Norwegii, gdzie jego ojciec otrzymał posadę trenera, najpierw klubowego i kadry narodowej, a obecnie pełni funkcję sekretarza generalnego norweskiej federacji szermierki. Mama - Barbara - była skoczkini wzwyż, uczy w szkole WFu. Mimo wyjazdu z kraju w tak młodym wieku, Bartosz świetnie mówi po polsku. Każde wakacje spędza u babci w Gdańsku lub w Tczewie.
Mieszka i studiuje w Oslo. Wybrał studia informatyczne, które w zasadzie już ukończył. Zostało mu tylko napisanie i obrona pracy magisterskiej. Pracuje jako nauczyciel matematyki w elitarnym liceum sportowym Wang w Oslo. Uczniowie zorganizowali w szkole wspólne oglądanie jego walk. Słyszeli, że uprawia szermierkę, ale nie spodziewali się, że na tak wysokim poziomie. Dwa tygodnie po igrzyskach rozpoczyna się w Norwegii rok szkolny i Bartosz wraca do pracy. Utrzymuje się wyłącznie z pensji nauczyciela, nie otrzymuje bowiem stypendium sportowego. Przed i po pracy trenuje szpadę w Bygdø Fekteklubb. Znaczną część swoich przygotowań olimpijskich odbył jednak w Polsce.
Sportowe sukcesy
W 2009 roku ma mistrzostwach Europy juniorów w Debreczynie (Węgry) Bartosz Piasecki zdobył brązowy medal. W roku 2012 na mistrzostwach Europy seniorów w Legnano (Włochy) był dopiero 16, co nie plasowało go w gronie olimpijskich faworytów. Na olimpiadzie w Londynie okazał się wielką sensacją, zdobywając srebrny medal dla Norwegii. Jest to pierwszy norweski medal w tej dyscyplinie sportu. Nie cieszy się ona zbytnim zainteresowaniem Norwegów (w rankingu popularności jest trzecia od końca). Uprawia ją zaledwie ok. 300 osób. Medal olimpijski nie przyniesie zawodnikowi korzyści finansowych, gdyż w Norwegii nie ma premii za medale, ale na pewno zwiększy zainteresowanie szermierką w tym kraju. Jest też znaczna szansa na to, że Bartosz otrzyma stypendium sportowe (100 tysięcy koron rocznie, które może przeznaczyć tylko na starty, przedstawiając skrupulatnie wszystkie rachunki).
Co ciekawe, mecz o złoto Bartosz przegrał z wenezuelskim szermierzem Rubénem Limardo - zamieszkałym w Łodzi studentem tamtejszej AWF, na co dzień zawodnikiem Piasta Gliwice, dwukrotnym mistrzem Polski w szpadzie (2006 i 2008) i kilkukrotnym medalistą igrzysk panamerykańskich.
Sport czy szkoła
Hokej na trawie Marcin zaczął uprawiać, będąc jeszcze w szkole podstawowej, w poznańskiej Warcie (klub ten szczyci się najstarszą w Polsce sekcją hokeja na trawie, która w przyszłym roku będzie obchodziła 90-lecie). Drużyna odnosiła spore sukcesy, ale po skończeniu podstawówki Marcin uznał, że nie jest w niej wybitnym zawodnikiem, i (trochę za namową rodziców) postawił na wykształcenie. W wieku 17 lat przerwał treningi i poszedł do renomowanego VIII LO im. Mickiewicza w Poznaniu. Systematycznie uczył się matematyki i języka angielskiego. Zdał maturę i rozpoczął studia matematyczne na Politechnice Poznańskiej, ale hokej na trawie pozostał jego pasją. Jako 18-latek przeszedł indywidualny cykl szkolenia na kursie sędziowskim i zdał egzamin z przepisów. Ponieważ brakowało wówczas sędziów w tej dyscyplinie, bardzo szybko zaczął sędziować mecze ligowe. Nikt wtedy nie przypuszczał, że dziesięć lat później zostanie arbitrem turnieju olimpijskiego.
Studia matematyczne
Marcin Grochal (rocznik 1984) ukończył matematykę w 2007 roku na Politechnice Poznańskiej (specjalność: ekonometria), a później studia podyplomowe na AWF w Poznaniu. Jak sam mówi, wybór studiów matematycznych po maturze był podyktowany chęcią rozwijania się w kierunku ścisłym oraz chwilowym brakiem pomysłu na przyszłość. I wybór ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Chociaż Marcin nie uprawia czynnie zawodu matematyka (profesjonalnie jest menedżerem imprez i obiektów sportowym, a hobbystycznie - sędzią hokeja na trawie), to jest przekonany, że zdolności analityczne przydają mu się i w pracy, i na boisku. Przyznaje, że dobrego sędziego powinna cechować umiejętność chłodnego i spokojnego podejścia do każdej sytuacji, ale oczywiście zawsze dochodzi czynnik ludzki. Jednak stara się (jak każdy matematyk) być bezstronnym i logicznie analizować fakty. Jeszcze raz potwierdziła się prawda, że wykształcenie matematyczne, rozwijając umiejętność kreatywnego i elastycznego myślenia, przydaje się na ścieżkach przyszłej kariery zawodowej w różnych branżach.
Kariera sędziego
Dzięki bardzo dobrej znajomości języka angielskiego już w 2005 roku Grochal zaczął sędziować turnieje o klubowe puchary europejskie. Otrzymywał dobre oceny i w 2007 roku trafił na listę sędziów międzynarodowych zwykłych. Natomiast po klubowym Pucharze Europy w Madrycie i Młodzieżowych Mistrzostwach Świata w Malezji i w Singapurze w 2009 roku otrzymał tzw. koronkę, czyli licencję międzynarodową I klasy. Pozostało mu już tylko zdobycie uprawnień sędziego Igrzysk Olimpijskich i Pucharu Świata.
Medialną sławę Marcin Grochal zdobył w 2008 roku podczas Młodzieżowych Mistrzostw Azji, gdy w czasie meczu odważnie wkroczył między zwaśnionych hokeistów z Indii i Pakistanu. Jego zdjęcia podczas próby rozdzielenia walczących stron trafiły do internetu i krążyły w sieci. W "Fakcie" napisano nawet, że "polski sędzia znalazł się w ogniu wojny religijnej".
Mimo znaczących sukcesów Marcin traktuje sędziowanie jako hobby, gdyż nie da się z niego utrzymać. Podczas wyjazdów na mecze dostaje zwrot kosztów podróży i hotelu oraz dietę w wysokości 50 euro. W najlepiej opłacanych rozgrywkach dostaje 80 euro za mecz.
Kariera menedżera
Priorytetem Marcina jest praca zawodowa, która również wiąże się ze sportem. Jest bowiem menedżerem imprez i obiektów sportowych. Pierwsze szlify w tym kierunku zdobywał jeszcze w czasie studiów, pracując w Polskim Związku Hokeja na Trawie jako administrator strony internetowej (jak mówi: zawsze lubił dłubać w komputerze i w internecie). To było cenne doświadczenie, a poza tym zarabiał swoje pierwsze w życiu pieniądze.
W 2006 roku w czasie wakacji pojechał na trzy miesiące do Kataru, gdzie "zaczepił się" jako menedżer hali do siatkówki w Doha podczas Igrzysk Azjatyckich. Nawiązane wtedy kontakty zaprocentowały w jego dalszej karierze. Po wakacjach wrócił do Polski, skończył studia i został zatrudniony na etacie w Polskim Związku Hokeja na Trawie jako menedżer odpowiedzialny za kontakty zagraniczne oraz organizację imprez krajowych i międzynarodowych. Starszym działaczom imponował świetną znajomością angielskiego, umiejętnością gruntownej analizy regulaminów oraz sumiennością i rzetelnością pracy.
W 2010 roku dały o sobie znać kontakty nawiązane wcześniej w Katarze. Przez rok zarządzał dużym stadionem w Doha podczas Mistrzostw Azji w piłce nożnej. Stamtąd trafił do Emiratów Arabskich, gdzie przez kolejne pół roku był jednym z menedżerów toru Formuły 1 w Abu Dhabi. Ale już wtedy złożył aplikację do pracy podczas Euro 2012 w Poznaniu. W efekcie został asystentem menedżera stadionu miejskiego. Tak spełniło się jedno z jego marzeń - pracował w rodzinnym mieście, podczas prestiżowej imprezy sportowej, w dodatku na stadionie, na którym się niemal wychował i gdzie regularnie pojawiał się jako kibic Lecha Poznań.
Także wyjazd na igrzyska olimpijskie do Londynu Grochal traktuje jako kolejny etap zdobywania zawodowego doświadczenia w zakresie zarządzania sportem.
Nominacja olimpijska
Nominacja Marcina Grochala na jurora igrzysk olimpijskich (otrzymana nomen omen w Boże Narodzenie 2011 roku) nie wzięła się z przypadku. Już w kwietniu 2011 roku znalazł się w grupie nazwanej "Droga do Londynu" wraz z 28 sędziami w swojej dyscyplinie. Od tej pory był pod ścisłą obserwacją. Musiał na bieżąco wysyłać do Międzynarodowej Federacji wyniki swoich testów wydolnościowych (bieganie, siłownia) oraz regularnie sędziować mecze (co nie zawsze dawało się pogodzić z pracą na poznańskiej arenie, jednak pracodawcy byli na szczęście wyrozumiali), wystrzegając się błędów, gdyż każdy byłby od razu zauważony i odnotowany. Z obserwowanej grupy wyłoniono ostatecznie siedemnastkę, która pojechała do Londynu.