Tablica ku czci profesora Hartmana

Data ostatniej modyfikacji:
2014-03-26
Autor: 
Małgorzata Mikołajczyk
pracownik IM UWr

12 maja 2008 uroczyście odsłonięto tablicę upamiętniającą profesora Stanisława Hartmana, wybitnego wrocławskiego matematyka i działacza demokratycznej opozycji podczas rządów partii komunistycznej. Tablica została umieszczona na zewnętrznej (poudniowej, od strony Odry) ścianie budynku Instytutu Matematycznego Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie od chwili jego powstania pracował Profesor.

W uroczystościach odsłonięcia tablicy wzięli udział rektor Uniwersytetu Wrocławskiego, prof. Leszek Pacholski, wiceprezydent Wrocławia, Jarosław Obremski oraz liczne grono wrocławskich naukowców, studentów i nauczycieli. Okolicznościowy wykład pt. Czego filozof może nauczyć się od matematyka? wygłosił Jan Hartman z Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, syn Stanisława Hartmana, uczestnik olimpiad matematycznych, absolwent klasy matematycznej wrocławskiej "Czternastki".

Stanisław Hartman urodził się w 1914 r. w Warszawie. W 1937 r. ukończył studia matematyczne na Uniwersytecie Warszawskim, a w 1941 r. studia fizyczne we Lwowie. Po wkroczeniu Niemców był więźniem Pawiaka. Dwukrotnie wymknął się śmierci. Raz gdy po łapance był już w transporcie i udało mu się, dzięki drobnej sylwetce, schować na dworcu w skrzynce transformatora, w której nikt inny nie był w stanie się zmieścić, drugi raz - gdy wyszedł z celi śmierci na Pawiaku, prawdopodobnie dzięki biegłej znajomości niemieckiego i pomocy kolegi z gimnazjum, który zaświadczył, że Hartman nie jest Żydem, tylko ewangelikiem.

Od 1945 roku aż do śmierci w 1992 roku pracował we Wrocławiu (od 1951 roku jako profesor), gdzie wraz z m.in. Hugonem Steinhasuem, Edwardem Marczewskim i Bronisławem Knasterem tworzył tzw. wrocławską szkołę matematyczną, będącą kontynuacją szkoły lwowskiej. Był jednym z twórców działu matematyki zwanego analizą harmoniczną. Uczniom i nauczycielom Hartman znany jest głównie z przekładu książki George'a Ifraha "Dzieje liczby, czyli historia wielkiego wynalazku".

Przygoda Hartmana z polityką zaczęła się w marcu '68. Na radzie Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii to głównie on bronił studentów przed relegowaniem z uczelni. W nocy z 15 na 16 marca wygłosił porywające przemówienie, a następnego dnia o świcie, gdy zakończył się strajk studencki, stał przy bramie uniwersytetu, ściskając dłonie protestującym i pilnując, żeby rozeszli się w spokoju. Wkrótce został usunięty z uczelni. Odchodząc, napisał list do uczestników swoich zajęć: Moje wykłady zostały przerwane w sposób, który nie pozwala mi ani na dokończenie kursu, ani na stanięcie przed Wami, choćby jeszcze raz, aby się pożegnać. Niewiele doznaliście ode mnie opieki, ale Wasze sprawy były mi bliskie i przeżyliśmy razem trudne chwile. Wierzę w potężne działanie matematyki na psychikę, bo matematyka kształci myśl jasną, krytyczną i uczy cenić prawdę, której nie patronuje żaden autorytet. Wierzę, że jeśli nauka przejmie Was taką uczciwością myślenia, będziecie dobrymi Polakami.

W 1970 roku miał możliwość wyjazdu na konferencje do Calgary. Odmówił, gdyż oferowano mu "paszport w jedną stronę". Przez jakiś czas rozważał  możliwość emigracji do Izraela, ale ostatecznie z niej zrezygnował i podjął pracę w Instytucie Matematycznym PAN. W 1981 roku, w czasach "Solidarności" został przywrócony do pracy na Uniwersytecie. Był współpracownikiem Komitetu Samoobrony Społecznej KOR (członkiem tzw. Klubu Pickwicka - grupy naukowców współpracujących z Komitetem Obrony Robotników), wielokrotnie szykanowanym przez władze PRL.

W stanie wojennym był internowany w Nysie. Matematycy poinformowali o tym fakcie cały świat na łamach wydawanego we Wrocławiu czasopisma "Colloquium Mathematicum" w następujący sposób: Ekstremalny element H z kategorii solidnej przebywa w prostopadłościanie, którego brzeg jest spójny i zamknięty. Oszacuj oczekiwany czas wyjścia. Chodziło o przypadek niejakiego S. Manharta z Sany (anagram Hartmana z Nysy).

Sobotnie seminaria Hartman rozpoczynał od półgodzinnej "rozpędówki" - palił carmena za carmenem po połówce, zachowując drugą na potem (zwyczaj z wojny), wiódł rozmowy o tym, co warto zobaczyć w teatrze i wypijał szklankę "naparu five o'clock" - bardzo mocnej herbaty, którą parzył wielką grzałką (przetrwała do dziś w Instytucie Matematycznym). Był purystą językowym, wyłapywał rusycyzmy, pilnował właściwego szyku zdań. Był też miłośnikiem poetów niemieckich, francuskich, rosyjskich i angielskich. Często cytował ich w oryginale. Mawiał: tego, że poezja może uprzyjemnić życie, nauczyłem się od mojej matki - Janina z Kramsztyków była poetką i tłumaczką, ojciec - Kazimierz Hartman - był znanym warszawskim adwokatem. Stanisław Hartman sam pisał wiersze, bajki polityczne i aforyzmy. Pod koniec lat 40. XX wieku wygrał konkurs „Przekroju” na dwuwiersz dotyczący walki z analfabetyzmem i alkoholizmem, będący jednocześnie reklamą pisma.

Gdybyś umiał czytać, opoju
wiedziałbyś, o czym piszą w "Przekroju".

Był miłośnikiem zwierząt oraz górskich wędrówek w Tatrach i Karkonoszach. Lubił jeść dużo i wykwintnie. Do jego przysmaków należały jajka na miękko i miód. Był bardzo punktualny, a ze rano zwykle brakowało mu czasu, śniadanie jadał w drodze do Instytutu. Mieszkał w willi na Biskupinie i znany był z tego, że jadąc rano do pracy tramwajem, rozkładał na kolanach serwetkę i zajadał bułki z masłem.

Stanisław Hartman jest pochowany na cmentarzu parafii św. Rodziny na Sępolnie przy ul. Smętnej we Wrocławiu.

Powrót na górę strony