Opera matematyczna we Wrocławiu

Data ostatniej modyfikacji:
2016-12-23
Autor: 
Małgorzata Mikołajczyk
pracownik IM UWr

18 X 2016 we wrocławskim Imparcie w ramach projektów Europejskiej Stolicy Kultury odbyła się premiera opery matematycznej Romana Kołakowskiego pt. "Paradoksalny rozkład sfery". Historia dzieje się we Lwowie i powojennym Wrocławiu, a jej bohaterami są twórcy Lwowskiej Szkoły Matematycznej - Stefan Banach (w tej roli Damian Łukawski) i Hugo Steinhaus (grany przez Andrzeja Seweryna). Dla Seweryna nie jest to pierwsze zetknięcie z postacią uczonego matematyka. Pamiętamy go z rewelacyjnej roli ojca w sztuce Auberna "Dowód", która była jego aktorskim powrotem (po 28 latach nieobecności) na polską scenę teatralną.

Tytuł opery Kołakowskiego odwołuje się (zapewne) do słynnego paradoksu Banacha-Tarskiego, w którym jednak dokonuje się paradoksalnego rozkładu kuli, a nie sfery. To zadziwiające twierdzenie z teorii mnogości zostało sformułowane i udowodnione przez polskich matematyków w 1924 roku. Mówi o tym, że korzystając z pewnika wyboru, można trójwymiarową kulę rozciąć na skończoną liczbę części, a następnie używając wyłącznie obrotów i translacji, złożyć dwie kule przystające do kuli wyjściowej. Sprzeczność jest tu tylko pozorna, bo części tego podziału są niemierzalne w sensie Lebesgue'a (nie da się ich skonstruować, ani określić ich objętości), więc nie ma tu zastosowania intuicja związana z objętością realnych figur.

W spektaklu Kołakowskiego losy matematyków ukazane są w kontekście wydarzeń politycznych. Steinhaus u schyłku życia opowiada  o swoich przyjaciołach, którzy zginęli albo wyemigrowali, z czasów kiedy byli w pełni sił twórczych. Ich historie przenikają się ze zmianami politycznymi, religijnymi i naukowymi w Europie po II wojnie światowej. Klimat dawnego Lwowa i współczesnego Wrocławia oddaje tygiel kulturowo-językowy - na scenie słyszymy oprócz języka polskiego także francuski, niemiecki, rosyjski, ukraiński, angielski, jidysz a nawet japoński.

Na pomysł zrealizowania sztuki poświęconej lwowskim matematykom i niezwykłej atmosferze twórczej, jaka panowała w w tym mieście w okresie międzywojennym Kołakowski (jak sam o sobie mówi - "niespełniony matematyk") wpadł 10 lat temu, po przeczytaniu książki o Banachu. Ale ostateczną inspiracją była lektura "Genialnych" Mariusza Urbanka, która to pozycja może stanowić przewodnik po spektaklu. Wprowadza nie tylko w zwyczaje środowiska matematyków, ale opisuje złożone stosunki pomiędzy Polakami, Ukraińcami, Żydami, Rosjanami i Niemcami.

Zdjęcia pochodzą ze strony ESK http://www.wroclaw2016.pl

Początkowo opera Kołakowskiego miała być formą kameralną, ale ostatecznie wyszło multimedialne widowisko, w którym bierze udział 25 aktorów, muzycy i tancerze. Obsada składa się w większości z bardzo młodych artystów. W tym gronie znalazła się także absolwentka wrocławskiej PWST, tegoroczna laureatka stypendium Prezydenta Wrocławia - Natalia Maczyta. Gra Katarynę Zarycką - walczącą o niepodległość Ukrainy działaczkę UPA, współpracownicę Bandery oraz jednocześnie starożytną matematyczkę - Hypatię. Z innych postaci związanych z matematyką w sztuce odnajdziemy: Ottona Nikodyma, Antoniego Łomnickiego, Stanisława Mazura, Johna von Neumann, Stanisława Ulama, Mirona Zaryckiego oraz Łucję Banachową.

Po wojnie Hugo Steinhaus (jak wielu innych mieszkańców Lwowa) przyjechał do Wrocławia, gdzie stworzył podwaliny Wrocławskiej Szkoły Matematycznej. Sam Wrocław w dużej mierze przejął najlepsze tradycje Lwowa, ale kawiarni „Szkockiej” tu nie ma. Steinhaus ma za to swoje popiersie w galerii słynnych wrocławian, którzy tworzyli legendę naszego miasta. Minęło właśnie 100 lat od momentu, kiedy Hugo Steinhaus dokonał, jak zwykł był mawiać, swojego największego odkrycia naukowego - spotkał Stefana Banacha na krakowskich plantach i zaprosił go do współpracy. Kraków uczcił tę znamienną rocznicę ustawieniem "ławeczki Banacha" w miejscu tego spotkania. A Wrocław - premierą matematycznej opery.

 

Ktokolwiek widział...

Czy ktoś, kto był na tej premierze i mógłby coś więcej napisać na jej temat? Czy ktoś czytał jakieś pozytywne recenzje tego wydarzenia? Czy będą kolejne spektakle? Podobno była to kompletna artystyczna klapa, kolejny niewydarzony produkt stolicy kultury i kolejne tysiące euro wyrzucone w błoto. A w zachwytach rozpływało się tylko kilku emerytowanych profesorów z Politechniki.

Seweryna jakoby nie było

Seweryn, którego nazwisko było głównym magnesem, który miał być narratorem historii – Hugonem Steinhausem - po wygłoszeniu kilkunastu linijek tekstu zszedł ze sceny i powrócił dopiero na koniec, cy znowu wydeklamować kilka zdań. Śmiech. Dziwię się, że zdecydował się swoim nazwiskiem promować takie byleco. Ale pewnie stała za tym kasa z ESK. Polecam adekwatną recenzję Paradoksalny rozpad sceny.

Powrót na górę strony