Przy okazji reformy struktury szkół w Polsce zaproponowanej przez rząd "Dobrej zmiany" (idącej pod prąd nie tylko zmian wprowadzonych w wyniku poprzedniej reformy, które przez 20 lat funkcjonowania nieźle sprawdziły się w praktyce, ale przede wszystkim pod prąd tego, co dzieje się aktualnie w edukacji na całym świecie), zaproponowano reformę podstawy programowej. O ile pieczęć szkoły i nowy nagłówek na świadectwie ma dla przyszłości ucznia niewielkie znaczenie, o tyle realizowany program już nie. Edukacja jest dziedziną najbardziej wrażliwą na zmiany, przy której nie można manipulować bez głębokich przemyśleń i starannych przygotowań. A jeśli chodzi o matematykę, zaproponowane zmiany nie wróżą nic dobrego.
Tu (strona MEN) znajdują się projekty podstaw programowych do 8-letniej szkoły podstawowej z:
Wersja po zmianach???
Forma
Jak podało oficjalnie MEN nad projektem podstawy programowej opublikowanym w grudniu 2016 pracowały przez 6 miesięcy sztaby ekspertów. I jaki mamy efekt? Opublikowano żenujący dokument napisany fatalną polszczyzną, zawierający niezliczone błędy, w tym językowe (często na poziomie szkoły podstawowej) i edycyjne (wysypały się np. symbole matematyczne). Czy tak powinny wyglądać materiały pokazowe publikowane przez ministerstwo bądź co bądź Edukacji Narodowej i adresowane do nauczycieli, rodziców i uczniów? Niedbalstwa i nonszalancji urzędników nie był to jednak koniec. Ten dokument miał podlegać powszechnym społecznym konsultacjom, na które MEN przeznaczył... 10 dni!
30 XII Rządowe Centrum Legislacji opublikowało poprawiony tekst, ale na stronach MEN zamieszczono tylko link do miejsca, w którym trzeba się było domyślić, aby otworzyć w menu zakładkę "opiniowanie". Ten nowy dokument był skanem wersji papierowej, więc nie można było w nim niczego sensownie wyszukać, a spisu treści w nim nie zamieszczono. Całość sprawia wrażenie przygotowanej "na kolanie".
Treści matematyczne i fizyczne
Przede wszystkim są niespójne zarówno pomiędzy szkołą podstawową i ogólnokształcącą jak również pomiędzy matematyką i innymi przedmiotami, które bazują na matematycznej wiedzy i umiejętnościach (np. na fizyce forsuje się głównie te narzędzia, które usunięto z programu matematyki). Wygląda to tak, jakby autorzy podstawy programowej na poszczególne etapy i poszczególne przedmioty pracowali w zupełnym oderwaniu jedni od drugich, nie kontaktowali się i nie byli w najmniejszym stopniu zainteresowani tym, co wypracowały inne zespoły. Być może podstawa programowa wzięta odobno dla każdego przedmiotu (matematyka, fizyka, informatyka) nie jest zła, ale dotyczą one tego samego ucznia i powinny kształtować go całościowo, wzajemnie się wspierając i uzupełniając.
Jak wiadomo z 3-letniego gimnazjum dwa lata przerzucono do szkoły podstawowej, a 1 rok do liceum. Wydawałoby się, że w podobnej proporcji powinny zostać podzielone treści programowe, jeśli chcemy utrzymać wymagania maturalne na poziomie zbliżonym do dzisiejszego (czyli i tak niezbyt wygórowanym w porównaniu do matury choćby sprzed 30 lat lub do matury międzynarodowej). Tymczasem z programu gimnazjum prawie wszystko przesunięto do liceum.Uczeń kończący zreformowaną szkołę podstawową będzie miał po VIII klasie wiedzę matematyczną na poziomie ucznia klasy V sprzed reformy. Licea nie dadza rady (nawet przy rok dłuższym cyklu ksztalcenia) uporać się z nawałem materiału, do opanowania którego absolwent zreformowanej SP nie będzie w ogóle przygotowany, i jeszcze porządnie powtórzyć to wszystko przed maturą. A jednocześnie marnuje się najlepszy okres rozwojowy ucznia na kompletny zastój matematyczny.
Przyjrzyjmy się konkretom. Z dawnego programu gimnazjum w klasach VII-VIII nie pojawią się następujące zagadnienia:
- potęgi o wykładniku ujemnym
- wyłączanie przed nawias jednomianu z sumy algebraicznej
- równania pierwszego stopnia z jedną niewiadomą sprzeczne i tożsamościowe
- układy równań
- funkcje i proporcjonalność prosta
- geometria okręgu (poza wzorami na obwód i pole koła)
- podobieństwo figur
- bryły obrotowe.
Ponadto w 8-klasowej szkole podstawowej uczeń może nie nauczyć się też innych rzeczy, gdyż są [cyt. w brzmieniu oryginalnym] "zalecane do nauczenia w czasie po egzaminie klasie VIII (niewymagane na egzaminie)""
- symetrie
- symetralne i dwusieczne
- konstrukcje geometryczne
- trudniejsze elementy kombinatoryki i rachunku prawdopodobieństwa.
Tymczasem na fizyce uczeń:
- rozumie i przekształca informacje przedstawione na wykresach (na matematyce nie ma funkcji i wykresów),
- rozpoznaje z wykresu zależność rosnącą i malejącą,
- stosuje do obliczeń związek prędkości z drogą i czasem oraz przyspieszenia z prędkością i czasem (na matematyce nie ma proporcjonalności prostej, ani odwrotnej),
- odczytuje wartość prędkości i drogę z wykresów zależności v(t) i s(t) dla ruchu prostoliniowego odcinkami jednostajnego
oraz rysuje te wykresy na podstawie podanych informacji (na matematyce nadal nie ma funkcji liniowych i wykresów), - odczytuje przyspieszenie i zmianę prędkości z wykresów zależności v(t) i a(t) dla
ruchu prostoliniowego jednostajnie zmiennego, - opisuje ruch jednostajny po okręgu, oblicza prędkość w tym ruchu (na matematyce nie ma funkcji ani własności okręgu),
- stosuje do obliczeń związek pracy z siłą i drogą oraz mocy z pracą i czasem (czyli potrzebna są zależności nieliniowe; więcej takich zależności jest jeszcze w dziale elektryczność),
- z wykresu odczytuje amplitudę, okres i częstotliwość drgań (własności funkcji i wykresów nadal nie ma).
Fizyk może oczywiście sam wprowadzić wszystkie potrzebne mu pojęcia, ale czy zrobi to starannie i zadba o właściwe zrozumienie? Przecież on potrzebuje tylko użytecznego narzędzia do opisu zjawisk. Dlaczego, tworząc nową podstawę, nie zadbano o międzyprzedmiotowe skorelowanie treści nauczania? Zamiast wielokierunkowo wzmacniać nauczanie i pokazać aplikacyjny charakter matematycznych narzędzi, zrobiono z programu szkolnego zlepek przypadkowych tematów i niepowiązaną niczym sieczkę.
Treści informatyczne
- W SP założenia wyglądają nieźle, ale z wiekiem uczniom będzie coraz trudniej - będą znacznie słabsi matematycznie, będą mieli bardzo słabo wykształcone logiczne myślenie, bo z powodu wycięcia znacznej części materiału matematycznego z podstawy nie będzie jak i na czym tego myślenia ćwiczyć. Powstają zatem poważne wątpliwości, czy w LO w ogóle możliwe będzie zrealizowanie podstawy z informatyki.
- Szumne założenia reformy kształcenia informatycznego w zderzeniu z zapisem podstawy programowej najwyraźniej nic nowego nie wnoszą. Bo oto uczniowie, którzy przeszli kształcenie informatyczne w klasach 1-6 SP oparte na:
A) starej podstawie programowej
...są wprowadzani do myślenia algorytmicznego, poznają podstawowe pojęcia informatyczne i rozwiązują algorytmicznie wybrane problemy. Stawiają pierwsze kroki w wizualnym lub tekstowym języku programowania. Dotychczas zdobyte wiedza i umiejętności informatyczne są rozwijane i poszerzane. Realizując projekty, rozwijają kompetencje zespołowego rozwiązywania problemów pochodzących z różnych dziedzin, przy użyciu dostępnego oprogramowania.
B) nowej podstawie programowej
...zostali wprowadzeni do myślenia algorytmicznego, poznając podstawowe pojęcia informatyczne i rozwiązując algorytmicznie wybrane problemy, programując przy tym ich rozwiązania. Dotychczas zdobyte wiedza i umiejętności informatyczne są rozwijane i poszerzane oraz stawiane są pierwsze kroki w tekstowym języku programowania. Realizując projekty, rozwijają kompetencje zespołowego rozwiązywania problemów pochodzących z różnych dziedzin, przy użyciu dostępnego oprogramowania.
Po czym następuje wspólny opis wymagań, dla jednych uczniów i drugich. Na czym więc ma polegać "dobra zmiana" w nauczaniu informatyki? Na tworzeniu szumnych tekstów, które w efekcie nic nowego nie wnoszą?
Realizacja
Papier przyjmie wszystko. Zgodnie z tą zasadą niektóre założenia podstawy programowej są może i ciekawe, ale trudno uwierzyć w ich udaną realizację, m.in. w to, że nagle:
- uda się dobrze przygotować nauczycieli klas I-III do nauczania informatyki (zakłada się, że będą to robiły osoby po studiach pedagogicznych, z których zdecydowana większość nie rozumie pętli "for" ani adresowania względnego w arkuszu kalkulacyjnym),
- nauczyciele z klas I-III będą mogli uczyć matematyki w klasie IV (a w większości nie potrafią oni dodawać ułamków o różnych mianownikach - jak wykazały niedawne badania IBE),
- powstaną nowe, dobre podręczniki - skoro te do klasy VII muszą być gotowe na wrzesień, a w styczniu nie ma nadal zatwierdzonej podstawy programowej, a na pracę "na kolanie" nie zdecyduje się żaden przyzwoity i uczciwy autor ani wydawca.
Wątpliwości jest znacznie więcej i nie rozwieją ich nachalne reklamy emitowane przez Polskie Radio i przekonujące do tego, jakim wielkim sukcesem ma zakończyć się reforma edukacji. Takie zaklinanie rzeczywistości niewiele tu pomoże.
Co ma piernik...
Kształcenie można i warto poprawiać w atmosferze spokoju, nie rozwalając przy tym systemu, nie wprowadzając zmian na szybko, w bałaganie organizacyjnym, przy protestach społecznych. Nie ma żadnego związku miedzy zmianami programowymi (wszystko jedno, czy takimi na lepsze, czy na gorsze) a likwidacją gimnazjów (chyba że chce się szybko zwolnić i wymienić 1/3 dyrektorów szkół). Społecznie dla dzieci jest to bardzo niekorzystne, że będą przez 8 lat trzymane w tych samych zespołach klasowych. Oczywiście zmiana otoczenia zawsze budzi niepokój, ale daje też nowe możliwości rozwoju. Zupełnie nie rozumiem radości mam 6-klasistów, że ich pociechy "będą mogły zostać jeszcze przez 2 lata ze starymi kolegami". Przyjaźnie w wieku 7 lat zawiera się na zupełnie innej płaszczyźnie porozumienia niż w wieku lat 14. Zmiana środowiska rówieśników i nowe przetasowanie uczniów, pozwala im dobrać sobie kolegów wg dojrzalszych kryteriów, zgodnie z wykształconymi już zainteresowaniami, pasjami i poglądami na życie. Mając 7 lat, wybiera się przyjaciółkę, bo "podobnie jak ja lubi kolor różowy" i potem przez 8 lat siedzi się z nią w jednej ławce. Aby kształcić uczniów otwartych na świat i ludzi, elastycznie przystosowujących się do zmieniającej się rzeczywistości, zmiana otoczenia pomiędzy nauczaniem elementarnym i maturalnym jest wskazana i dzieciom bardzo potrzebna. Jest usankcjonowaniem osiąganej przez nie dojrzłości. A cóż dopiero powiedzieć o dzieciach, które wcale nie czują się dobrze w swojej klasie, albo którym trafił się w IV klasie niezbyt udany nauczyciel języka polskiego, czy matematyki? Takie dzieci tęsknią za zmianą. A to nie są wcale odosobnione przypadki.
Stary model jednolitej i stosunkowo długiej szkoły podstawowej sprawdzał się w czasach, gdy szkolnictwo nie było powszechne, a większość społeczeństwa kończyła edukację na poziomie podstawowym. Ale te czasy dawno minęły. Teraz aspiracje edukacyjne społeczeństw są znacznie wyższe, a dzieci dorastające w dobie powszechnej informatyzacji i digitalizacji rozwijają się znacznie szybciej. Cofanie się do modelu, którego już niemal nikt na świecie nie stosuje (tu są dane dla Europy, ale są reprezentatywne dla rozwiniętych krajów świata) przy jednoczesnym obniżeniu wymagań programowych do poziomu tych z początku ubiegłego wieku (a może jeszcze wczesniej) nie jest oznaką nowoczesnego myślenia o systemie oświaty.